"Dwie rzeczy nie mają granic: wszechświat i ludzka głupota" - Albert Einstein


imię | Piotr

znany też jako | Rumszas, Mokre Gacie

miejsce zamieszkania | Warszawa, konkretnie południowe Bemowo

data urodzenia | 29 lutego 1984, a przynajmniej taka widnieje w jego legitymacji szkolnej

iloraz inteligencji | 92 IQ - sprawdzone u psychologa


Odcinek I

Wybrałem się z Rumszasem na wycieczkę rowerową po Warszawie. Jechaliśmy ulicą, gdy nagle na naszej trasie pojawił się korek. Najrozsądniej byłoby wjechać na chodnik - tak też zrobiliśmy. Rumszas na ogół jeździ za mną więc co jakiś czas patrzę czy się nie zgubił. No więc spoglądam w tył - nie ma go. Odczekałem minutę ale Rumszasa nadal nie było widać. A jeszcze minutę wcześniej jechał tuż za mną. Nie mógł nigdzie skręcić, gdyż po naszej stronie ulicy były tylko szerokie na 100 metrów krzaki. Zawróciłem więc by sprawdzić co się stało - a stało się tyle że samochód go potrącił. Nie widziałem samego wypadku ale z tego co opowiedział mi poszkodowany zdarzyło się to na owym chodniku. Ciekawostką jest fakt że chodnik ten położony jest na lewo od drogi zatem wypadek musiał mieć charakter czołowy. Nie wiem co takiego robił Rumszas że nie zauważył samochodu jadącego po chodniku prosto na niego, ale musiało to być coś bardzo ważnego.


Odcinek II

Rumszas wyciągnął mnie znów na rower. Jeździliśmy sobie dość dynamicznie po ulicach Warszawy, pojechaliśmy nawet po jeszcze jednego kumpla. Po dwóch, może trzech godzinach ciężkiej jazdy, zmęczeni trudami dnia, postanowiliśmy zatrzymać się na osiedlu owego kumpla. Było tam trochę drzew, ławek i co najważniejsze - cienia. Były tam też jakieś dwa bachory - grały sobie w piłkę. Postanowiliśmy spocząć na ławce i pogadać. Gdy Rumszas zszedł z roweru, owe dzieciaki zaczęły się głośno śmiać. Myślałem że po prostu dobrze się bawią ale przyczyna była inna. Jeden z nich zwrócił dość głośno uwagę (tak że całe osiedle słyszało) na mokrą plamę na tyłku Rumszasa. Nasz bohater usłyszawszy to odwrócił się do nich przodem, ukazując mnie i mojemu kumplowi swój zapocony zad. Teraz już nie tylko te dwa dzieciaki ale również ja wraz kumplem zaczęliśmy się zwijać ze śmiechu. Rumszas próbował tłumaczyć się że to od potu, ale nie pomogło. Bachory zaczęły wykrzykiwać że pęcherz mu nie wytrzymał, że powinien nosić pampersy i tym podobne. Trwało to jakiś czas a Rumszas stał cały czerwony nie wiedząc co powiedzieć. W końcu dzieciaki sobie poszły a my pojechaliśmy w dalszą drogę. Nasz bohater miał jeszcze okazję dwa razy spotkać te dzieciaki które okrzykami typu "O! Mokre gacie przyjechał!" próbowały wymusić u niego jakąkolwiek reakcję. Niestety bezskutecznie.


Odcinek III

Rumszas jak to często bywa przyszedł do mnie pobuszować w Internecie. Gdy tylko otworzyłem mu drzwi spostrzegłem że ma zabandażowane nogi. Spytałem go co mu się stało a on na to że się podpalił. Jak? Czyszcząc rower. W tym momencie omal nie przewróciłem się ze śmiechu. Ale okazało się to być całkiem logicznym samopodpaleniem. Serwisował bowiem rower na balkonie, w domu nie było nikogo poza nim. Do czyszczenia łańcucha wziął butelkę nafty którą niechcący przewrócił i wylała mu się na nogi. Rumszas jednak nie przejął się tym i kontynuował robotę aż się zrobiło ciemno. Ponieważ bardzo mu zależało aby skończyć pracę tego samego dnia poszedł po latarkę. Ponieważ nie znalazł działającej to wziął świecę i zapałki. A że opary nafty są łatwopalne...

Nie wiem jak to ugasił, ale aż strach pomyśleć co by było gdyby wybiegając z balkonu z taką płonącą nogą zahaczył na przykład o firankę. Zajęła by się ogniem i pożar gotowy, bo Rumszas nie traciłby chyba czasu na gaszenie domu gdy noga mu płonie :-)


Odcinek IV

Dwa dni po wypadku z ogniem Rumszas znów mnie odwiedził. Surfowaliśmy po Internecie, oglądaliśmy telewizję itp. Nagle podeszła do nas moja babcia, zagorzała katoliczka której celem życiowym jest nawrócenie jak największej liczby zbłąkanych owieczek. Rumszas "Dzień dobry", ona "Co ci się Piotruś w nogę stało... to wina szatana... oderwij się od niego, bo Bóg cię nadal tak doświadczać będzie...". Spytałem czy przypadkiem nie mówiła tego samego wczoraj, ale chyba nie usłyszała. Kazanie to różniło się jednak od wczorajszego bo skwitowała je (co jest raczej rzadkością w jej monologach) pytaniem czy był z tym u lekarza. No to Rumszas odparł "Lekarz powiedział że nie powinienem zbyt dużo chodzić, to sobie rowerem jeżdżę". Chcąc przerwać babci proces nawracania spytałem mojego gościa którego stopnia są te jego poparzenia. A on na to że 360-tego, bo ma je dookoła nogi. Swoją drogą to czego ja od niego oczekuję? Że będzie wiedział iż są tylko 3 stopnie poparzenia i do tego ten pierwszy jest najgorszy? Jego wiedza czasem mnie przeraża.


Odcinek V

Rumszas już od pewnego czasu utrzymuje że posiada Internet. Nie jestem pewien czy w ogóle posiada komputer, bo jedyne co wiem o wnętrzu jego mieszkania to że nie trzyma w nim butów - wystawia je za drzwi by mu w nocy nie śmierdziały. Dziwię się tylko że nikt mu jeszcze ich nie zakosił. Przez jego okna też nic nie widać, gdyż długo ich nie myjąc osiągnął efekt przyciemnianych szyb. Postanowiłem więc dowiedzieć się jaki ma adres e-mailowy (by sprawdzić jak to w końcu jest z tym jego Internetem i przy okazji zapisać go do kilkunastu firm rozsyłających reklamy). Zaprosiłem go do siebie by ów informację uzyskać. No i dowiedziałem się że e-maila nie posiada (nie wiem czy przez tych kilka tygodni rzekomego posiadania Internetu nie był sobie w stanie go założyć, czy też założył go ale nie umie się nim posługiwać i wstyd mu się przyznać). Zaproponowałem mu więc że sam mu jeden założę, ale odmówił uzasadniając swoją decyzję słowami "Nie potrzebuję adresu e-mail. Zresztą po co mi". Ale ja wiem dlaczego Rumszas nie chce mieć adresu e-mail - po prostu nie chce ryzykować że ktoś mu przyśle bombę albo wąglika :-)


Odcinek VI

Odbyłem z Rumszasem kolejną przejażdżkę rowerową. Nie była to jednak zwykła przejażdżka gdyż Rumszas wziął ze sobą narzędzia w celu ustawienia siodełka na optymalnej wysokości (chyba czas zainwestować w szybkozamykacz). No więc po kilku minutach zatrzymujemy się, Rumszas poprawia siodełko i jedziemy dalej. Sytuacja powtórzyła się kilka razy i za czwartym chyba Rumszas przekręcił gwint. Skazał się tym samym na jazdę z opuszczonym niczym u trialowca siodełkiem. Ale że taka sytuacja mu nie odpowiadała to postanowił zajechać na stację benzynową i pożyczyć inny klucz (że niby innym może się uda). Pożyczyli mu ale nadal nic. Spytał więc czy nie mogliby mu pożyczyć śruby i ewentualnie nakrętki ale nie mieli. Poradzili mu by spytał w warsztacie naprzeciwko, a tam usłyszał: "Poszukaj w złomie, może coś znajdziesz...". No więc znalazł, naprawił i pojechaliśmy dalej.


Odcinek VII

Postanowiłem pewnego razu odwiedzić kumpla z liceum, który to notabene nadał Rumszasowi jego obecną ksywkę. Gadaliśmy sobie, buszowaliśmy po sieci, aż tu nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Jako że osobą dzwoniącą okazał się być Rumszas to go wpuściliśmy. Przyjechał rowerem, starym góralem z wielce komfortowym siodełkiem szerokim na 25 centymetrów. Okazało się iż przyjechał pochwalić się nowymi, obcisłymi, kolarskimi spodenkami. Nie wiem czy założył je po to by zmniejszyć opór wiatru, czy też by nie było widać zapoconej plamy na jego tyłku. Bo raczej nie dla wygody gdyż tę gwarantuje mu wyżej wspomniane siodło. Tak więc wszedł, usiadł na kanapie i zaczął przyglądać się jak robimy pewną stronę internetową. Siedział tak z pół godziny i doszedł do wniosku że nasz serwis to nic w porównaniu z którąkolwiek z 50 wykonanych przez niego stron (Rumszas utrzymuje że robi profesjonalne strony na zamówienie i sporo na tym zarabia, czego raczej nie widać po jego ubiorze). Spytałem czy pamięta adres którejś z tych perfekcyjnie wykonanych stron bym i ja mógł ujrzeć dzieło mistrza. Odparł że jest ich tak dużo że trudno zapamiętać adres chociaż jednej z nich. No trudno, inteligencję ma nieprzeciętną i nie można od niego wymagać przeciętnych rzeczy.


Odcinek VIII

Dziś wyszedłem pograć sobie z kumplem w gałę. Postanowiliśmy też wyciągnąć Rumszasa bo ktoś musi stać w bramce. Ale jego ojciec poinformował nas że "Piotruś teraz się kąpie i nie może wyjść". Tak więc zmuszeni zostaliśmy do gry we dwóch. Po około godzinie monotonnego ćwiczenia podań rozeszliśmy się do domów. Idę se więc osiedlową uliczką (boisko to oddalone jest od mego domostwa o około pół kilometra) aż tu nagle z tyłu słyszę coraz głośniejszą muzykę. Sądziłem że to samochód jedzie i zszedłem na pobocze, ale źródłem dźwięków okazał się być Rumszas spocony jak zwykle jazdą na rowerze. Muzyka ta wydobywała się z dwóch głośników które przyczepił sobie do kierownicy gumką recepturką, oraz przywiązanego do ramy walkmana. Powiedziałem mu więc że się spóźnił bo kumpel poszedł już do domu. Odparł że właśnie się wykąpał i wcale nie chciał z nami grać.

No cóż, od jakiegoś czasu wydaje mi się że jego umysł zaczął się rozwijać. Jedynie istota myśląca wpadnie na to że grając w piłkę można się spocić i pobrudzić. Szkoda tylko że nie wie iż szybka jazda rowerem też męczy i powoduje pocenie się.


Odcinek IX

Kumpel poprosił mnie bym pojechał z nim na uczelnię (złożyć papiery czy coś). Spotkanie tam gdzie zwykle, pod ratuszem gminy Bemowo o 12:30. Planowany środek lokomocji - autobus linii 190. No dobra, pojechałem, poczekałem, ale okazało się że ów kumpel zabrał ze sobą Rumszasa, który to w odróżnieniu od nas przyjechał rowerem. Namówiliśmy go na ściganie się z autobusem. Rumszas ku naszej radości zgodził się. Autobus stał jeszcze na przystanku a Rumszas popędził ile sił w stronę wiaduktu, jednak w połowie podjazdu z niewiadomych przyczyn zatrzymał się. Nie wiem czy osłabł czy tylko chciał nam dać fory ale autobus go dogonił, przegonił i odsadził na jakieś 200 metrów. W tym momencie to ja będąc na miejscu Rumszasa bym se darował. Autobus miał lekkie opóźnienie, kierowca mocno cisnął i szanse na dogonienie nas Rumszas miał marne, zwłaszcza że nasz pojazd przejeżdżał skrzyżowania na zielonym, a Rumszasa zawsze łapało czerwone. Autobus oddalał się aż straciliśmy Rumszasa z pola widzenia. Sądziliśmy że skręcił i mieliśmy rację. Okazało się bowiem że Rumszas pojechał inną drogą (cholera wie czy krótszą) i nas dogonił. A czerwony był bardziej niż nasz autobus. Przegonił nas natomiast w korku na wysokości Alei Jana Pawła. No i znowu straciliśmy go z oczu, tyle że teraz to on był przed nami. Tak więc jedziemy dalej, pokładając się (na ile to możliwe w autobusie) ze śmiechu. Dojechaliśmy do placu zamkowego - wysiadka. No dobra - a gdzie jest Rumszas? W tym momencie zdaliśmy sobie sprawę że zapomnieliśmy mu powiedzieć gdzie ma się zatrzymać. Ciekaw jestem czy ścigał się z tym autobusem aż do pętli w Markach.


Odcinek X

Razem z Rumszasem i jeszcze jednym kumplem wyszliśmy se pojeździć po lasku na kole (tych co są spoza Warszawy informuję że to taki mały lasek o powierzchni jednego kilometra kwadratowego, naszpikowany drzewami, krzakami i krętymi ścieżkami). Pierwszy jechał Rumszas, w środku mój kumpel a na końcu peletonu ja. Tak więc jedziemy sobie zbierając po drodze różne rzeczy (ja zbierałem mirabelki do rzucania w Rumszasa a nasz bohater pajęczyny). Po pewnym czasie zorientowaliśmy się że jedziemy w złą stronę. No to zawracamy. Jako że mój kumpel ma słabe hamulce, a Rumszas tylko 86 IQ (inteligent nie wie że gdy ktoś jedzie tuż za nim z prędkością 25 km/h to nie należy naciskać hamulców do oporu) to doszło do kraksy. Mojemu kumplowi na szczęście nic się nie stało, trochę tylko pobrudził sobie przednie koło krwią Rumszasa. A Rumszas? Szkoda gadać. W każdym razie udało mu się naprawić rower i pojechaliśmy dalej w głąb lasku. Tam też postanowiliśmy zrobić Rumszasowi mały żarcik symulując że się zgubiliśmy. Zatoczyliśmy kilka kółek po czym zapytaliśmy go czy ma kompas bo nie wiemy w którą stronę jechać. Ale nasz bohater odparł że doskonale wie gdzie jest i popędził prosto przed siebie. Nie chciało nam się go gonić więc pojechaliśmy prosto do szosy, kierując się w stronę naszych domów. Po kilkuset metrach spokojnej, relaksującej jazdy zauważyliśmy Rumszasa wyjeżdżającego z lasu. Z lekkiego odcienia czerwieni na jego twarzy i zapoconej koszulki wywnioskowałem że przejechał spory kawałek. I maiłem rację - okazało się bowiem że okrążył prawie cały park. Dobrze że się tam nie zgubił bo nocowanie w lesie to ciężka sprawa.


Odcinek XI

To opowiadanie ma charakter sprostowania wiec będę się streszczał. Chodzi tu o adres e-mailowy Rumszasa. W odcinku piątym napisałem że go nie posiada. Wtedy była to jeszcze prawda ale teraz już nią nie jest. Przyszedł bowiem do mnie pewnego dnia pogadać i posurfować po sieci. A ponieważ rozmowa znowu zeszła na adresy e-mail to zapytałem czy już sobie jakiś założył. Okazało się że tak więc od razu spytałem jaki. A on na to że nie pamięta, bo jest długi i musiał zapisać go sobie na kartce.


Odcinek XII

Rumszas zadzwonił po mnie bym wyszedł z nim na rower. Gdy już wyszedłem to powiedział że czegoś zapomniał i musi na chwilę skoczyć do domu. Tak więc czekam na niego pod klatką, a tu nagle wychodzi jego ojciec. Poinformował mnie że nie powinienem ciągle zawracać Piotrusiowi głowy i wyciągać go dzień w dzień na rower, bo takie przejażdżki źle się odbijają na jego szkolnych wynikach. Najbardziej zaskoczyło mnie jednak pytanie, czy wiem że Piotruś znowu nie zdał i już trzeci raz będzie powtarzał pierwszą klasę. Chyba rzeczywiście będę musiał ograniczyć wspólne wycieczki, bo biedaka nigdy do matury nie dopuszczą.


Odcinek XIII

Korzystając z wolnej soboty wyszedłem z Rumszasem na przejażdżkę. Po mniej więcej dwóch godzinach jazdy, około 13:00 zaczęły mnie dochodzić z tyłu dziwne dźwięki. Brzmiało to jakby w rowerze Rumszasa który jechał za mną bieżnik opony o coś obcierał. Zatrzymaliśmy się więc by zlokalizować przyczynę tych dźwięków. Po krótkich oględzinach Rumszas zauważył że pękły mu widełki a tylne koło pod naciskiem rowerzysty przekrzywiało się i obcierało o ramę uniemożliwiając jazdę. Do domu pozostało nam jeszcze 10 kilometrów więc zaproponowałem żeby pechowiec wrócił autobusem a ja dowiozę jego rower. Rumszas jednak uparł się że chce wrócić na piechotę. Po kilku minutach marszu wpadł na pomysł aby po drodze odwiedzić sklep w którym kupił rower bo przecież rama ma gwarancję i może mu ją wymienią. Poinformowałem go że w tym tempie raczej nie wyrobimy się przed zamknięciem. Stanął więc na chwilę, pomyślał i nagle popędził bez słowa przed siebie. Dogoniłem go i spytałem czy będzie tak biegł z rowerem przez całą drogę, ale odparł że biegnie na przystanek autobusowy. Zanim zdążyłem spytać czy ma bilet wsiadł już do autobusu, pojechałem więc za nim. Po wysiadce pobiegł dalej w stronę sklepu - zdążył w ostatniej chwili. Weszliśmy, Rumszas pokazał sprzedawcy pękniętą ramę i zapytał czy mu ją wymienią. Dodał że kupił rower 5 lat temu i ma w domu gwarancję. Sprzedawca odparł że chyba nie wydają gwarancji na tak długi okres i żeby wrócił w poniedziałek z owym dokumentem. Niestety w domu okazało się że gwarancja wystawiona została na okres 3 lat. Jak pech to pech :-(


Odcinek XIV

Następnego dnia Rumszas przyszedł do mnie by obmyślić dalszy plan działania. Niestety zakup nowej ramy odpadał z prostego powodu - brak funduszy. Na szczęście Rumszas ma łeb nie od parady i wymyślił że odda ramę do warsztatu by mu zespawali to pęknięcie. Całe szczęście że nie wziął się za to własnoręcznie - spawarka w rękach Rumszasa to murowana nagroda Darwina.


Odcinek XV

Mniej więcej tydzień później Rumszas przyszedł do mnie pochwalić się nowym nabytkiem. Udało mu się bowiem kupić za 200 zł używany rower od - jak go nazwał - pasjonata. Była to kilkunastoletnia kolarka z prostą kierownicą. Spytałem dlaczego kupił nowy rower skoro postanowił oddać ramę do zespawania. Uświadomił mnie więc że skoro rama pękła raz to może pęknąć ponownie a on nie będzie jeździł na niepewnym sprzęcie. Nowy rower (choć używany kilkanaście lat) był zaś w całkiem niezłym stanie, trzeba tylko było ogólnie go przeserwisować i wymienić klamki hamulcowe. O ile ta pierwsza czynność zawiodła mnie nieco bo liczyłem na mały pożar albo chociaż zalanie mieszkania, to zakup klamek dostarczył mi niezapomnianych wrażeń. Następnego dnia bowiem zupełnym przypadkiem spotkałem Rumszasa który to wraz z ojcem wychodził ze sklepu z parą plastikowych klamek, najtańszych jakie były w sklepie. Nasz bohater postanowił zamontować je jeszcze na miejscu, co wcale nie okazało się tak proste. Na początku pojawiły się duże trudności z zamocowaniem końcówki linki w klamce. Nie obeznany z zasadą działania tego urządzenia Rumszas nie za bardzo wiedział jak się do tego zabrać, ale przy pomocy mojej skromnej osoby jakoś udało się nam ten problem rozwikłać. Ale spodobał mi się pomysł Rumszasa żeby ów linkę do klamki przywiązać :-) Potem pojawił się kolejny dylemat - na jaką długość przyciąć linkę. Na szczęście Rumszas uznał że lepsza będzie sporo za długa niż trochę za krótka i bez przycinania zwinął ją w pętlę. Samo wyregulowanie hamulców przebiegło już wyjątkowo sprawnie i mogliśmy pojechać do domu.


Odcinek XVI

Rumszas przyszedł do mnie pewnego dnia mocno uradowany. Powiedział że był niedawno u psychologa i zrobił sobie test na iloraz inteligencji. Pokazał mi kartkę z wynikami, pieczątką psychologa i całą masą podpisów. Od razu skierowałem wzrok na końcówkę dokumentu gdzie pogrubioną czcionką wydrukowano magiczną liczbę 92. Zawiodłem się niemiłosiernie - wynik powyżej 90 punktów to o ile pamiętam jest już norma. A może źle go oceniałem - może on jest normalny tylko trochę inaczej. W każdym razie Rumszas nie czekając na mój komentarz powiedział że 92 procent to bardzo dużo a przynajmniej tak powiedział mu jego ojciec. Nie chciałem go rozczarować i przemilczałem fakt iż ilorazu inteligencji nie podaje się w procentach a 92 to bardzo mało jak na Warszawiaka. Zabrałem się więc za analizowanie punktów przyznanych mu w poszczególnych kategoriach. Najmniej dostał za kojarzenie faktów, nie pamiętam ile dokładnie ale malutko. Najwięcej zaś przyznano mu za twórcze myślenie czy jakoś tak. Trzeba przyznać że gdy Rumszas coś wymyśli to nawet Einstein może się schować. Pochwaliłem go więc i w nagrodę pozwoliłem pobuszować w Internecie. Szkoda tylko że nie miałem skanera bo taka okazja może się już nie powtórzyć.


Odcinek XVII

Siedziałem sobie w domu gdy przyszedł do mnie sąsiad (lat 17, niezbyt kumaty) żeby pożyczyć łatki i klej bo przebił sobie dętkę. Ponieważ z natury jestem dość uczynny to mu pożyczyłem i zapytałem czy umie się nimi posługiwać, ale odpowiedział że Rumszas jest u niego i mu pomoże. Zaproponowałem więc że i ja chętnie przyłączę się do tej niełatwej operacji. Poszliśmy na balkon sąsiada gdzie zwykł trzymać rower, a tam zobaczyłem Rumszasa z przystawionym do dętki uchem, nasłuchującego skąd uchodzi powietrze. Niestety wiał dość silny wiatr i lokalizacja przebicia nie za bardzo mu wychodziła. Powiedziałem że dużo łatwiej będzie znaleźć dziurę pod wodą - poszliśmy więc do łazienki gdzie Rumszas zaczął napełniać wannę. Sąsiad oburzył się jednak że nasz bohater marnuje tyle zasobów naturalnych i dał Rumszasowi miskę. Dość szybko zlokalizowaliśmy przebicie, a nasz bohater wziął klej i wysmarował dętkę w okolicach dziury. Niestety zanim Rumszas przypomniał sobie gdzie odłożył łatki minęło trochę czasu i klej zdążył wyschnąć. Rumszas nałożył więc drugą, dość obfitą warstwę - głównie na swoje palce choć łatce też trochę się dostało. Następnie przycisnął mocno klejone powierzchnie i powiedział że klej wyschnie w 30 sekund. Odczekaliśmy zatem chwilę po czym Rumszas postanowił sprawdzić czy klej jest już suchy i jednym płynnym ruchem odkleił łatkę. Powiedziałem że jest głupi (chciałem przemilczeć ten fakt ale emocje wzięły górę), dodałem też że klej schnie dużo dłużej, gdy po napompowaniu ciśnienie w oponie dociska łatkę do dętki. Rumszas odparł że przyniosłem kiepski klej i to wszystko moja wina. Powiedziałem mu żeby po prostu załatał dętkę jeszcze raz ale tym razem bez sprawdzania czy klej już wysechł. To uzasadnia dlaczego Rumszas dostał dużo punktów za twórcze myślenie.


Odcinek XVIII

Jakiś czas temu wraz z Rumszasem i kilkoma innymi osobami wybraliśmy się na wycieczkę rowerową do Żelazowej Woli. Naszym głównym celem był koncert fortepianowy na którym zagrać miała Monika Rosca. Postanowiliśmy jechać po części szosą a po części lasem co mimo wąskich opon w kolarce Rumszasa nie sprawiało mu większych problemów. Ku naszemu zdziwieniu dzielnie pokonywał kolejne podjazdy i nie zmogły go nawet odcinki piaszczyste. Jedynie pewien zaskroniec przysporzył naszemu bohaterowi nieco trudności. Otóż gad ten najpierw przestraszył Rumszasa a potem nie chciał dać się złapać i Rumszas musiał ganiać go z kijem po krzakach. W każdym razie obyło się bez ofiar i mogliśmy kontynuować jazdę. Bez większych przygód dotarliśmy w końcu do Żelazowej Woli gdzie zakupiliśmy bilety i oddaliśmy rowery do przechowalni, po czym udaliśmy się na koncert. Czułem się trochę nieswojo paradując w stroju kolarskim pośród emerytów w eleganckich sukniach i garniturach, ale mniejsza z tym. Wyjaśnię tylko że koncert zorganizowano tak że fortepian postawiono w zamkniętym parterowym domku, a muzyka dawała się słyszeć jedynie przez uchylone okna oraz z głośników ustawionych wokoło. Gdy doszliśmy na taras gdzie wyżej wspomniani emeryci słuchali muzyki w ciszy i skupieniu, nasz bohater dostrzegł głośniki po czym rzekł: "Panowie, to chyba leci z playbacku". W tym momencie połowa słuchaczy obróciła się i z oburzeniem spojrzała na Rumszasa. Na szczęście żadnemu z nich nie chciało się awanturować, Rumszas trochę poczerwieniał a elita powróciła do słuchania koncertu.

Po koncercie udaliśmy się na stację kolejową w Sochaczewie. Głodni byliśmy ale że pociąg miał niebawem nadjechać to nie było czasu na kupowanie czegoś do zjedzenia. Niestety Rumszas nie skojarzył naszego głodu z dwoma kilogramami wafelków które wiózł w plecaku i wyciągnął je dopiero gdy już dojechaliśmy do Warszawy :-(


Odcinek XIX

Wraz z Rumszasem i jeszcze dwoma kumplami wybraliśmy się na krótką jazdę po mieście. Jechaliśmy Aleją Jana Pawła gdy przed nami wyrósł całkiem spory korek. W silnym rozproszeniu i z dużą dozą chaosu dojechaliśmy do skrzyżowania z Aleją Solidarności, gdzie jeden z moich kumpli skręcił w lewo wyrabiając się jeszcze na zielonym. Jadący za nim Rumszas, który notabene utrzymuje że pracował kiedyś jako kurier rowerowy nie mógł być gorszy i mimo żółtego światła też postanowił przejechać. Niestety na środku skrzyżowania przyblokowała go ciężarówka i nasz bohater musiał się zatrzymać. Po chwili ruszyły samochody jadące prostopadle, ale Rumszas niewzruszony wystawił rękę sygnalizując kierowcom swój zamiar wymuszenia pierwszeństwa i bezpardonowo przebił się na prawą stronę ulicy. Na szczęście zmuszone do przepuszczenia Rumszasa samochody miały sprawne hamulce i nasz bohater przejechał przez to skrzyżowanie w jednym kawałku.


Odcinek XX

Coraz bardziej intryguje mnie o czym rozmawia Rumszas gdy włączam mu czata a sam idę oglądać telewizję. Napisałem zatem program w Delphi który 60 minut po włączeniu zacina komputer na jakieś 5 minut. Gdy Rumszas zawołał mnie że coś się popsuło, poinformowałem go że zajmę się tym ale nie teraz bo oglądam film. Nasz bohater odparł że mam kiepski komputer i poszedł do domu umożliwiając mi skontrolowanie swych internetowych pogaduch. Okazało się że cała jego aktywność na czacie poświęcona była bajerowaniu dziewczyn na kanale Warszawa, oraz na kilkunastu prywatnych. A bajerował ostro - najbardziej spodobała mi się rozmowa w której podawał się za studenta informatyki na Uniwersytecie Warszawskim i przypadkiem trafił na dziewczynę z MIM-u (skrót od Matematyka, Informatyka i Mechanika). Studiowałem tam przez rok i rozmowa na temat uczelni bardzo mnie rozbawiła. Studentka ta od razu zauważyła że rozmawia z nie byle kim i postanowiła zdemaskować Rumszasa który dzielnie unikał odpowiedzi na kolejno zadawane pytania. Nie wiedział bowiem co oznacza skrót MIM ani w jakiej dzielnicy znajduje się ten wydział. Tłumaczył się że on ma tam studiować a nie interesować się historią wydziału. Gdy jednak studentka poprosiła go żeby wymienił chociaż jeden przedmiot na kierunku informatyka wymienił WF. W sumie miał trochę racji bo WF jest obowiązkowy dla wszystkich studentów UW, ale na pewno nie jest to przedmiot kierunkowy. Studentka poprosiła go więc o wymienienie jakiegoś innego na co Rumszas strzelił matematyka. Niestety miał pecha bo na tym kierunku matematyka jest rozdrobniona na wiele części, jak na przykład matematyka dyskretna albo teoria zbiorów. Rumszas jednak nie dał za wygraną i odparł że dla niego matematyka to matematyka i nie chce już rozmawiać o studiach. Niestety na tym rozmowa się urwała.

Zauważyłem też pewien schemat któremu podlegały wszystkie jego rozmowy. Otóż nasz bohater zawsze pyta o imię rozmówczyni, potem co porabia (gdzie studiuje albo pracuje). Następnie ściemnia że jest studentem informatyki na Uniwersytecie Warszawskim albo medycyny na Akademii Medycznej i przechodzi do słuchanej muzyki. Gdy juz się na ten temat wypowie prosi bajerowaną dziewczynę o numer telefonu tłumacząc że jest u kolegi i musi zaraz kończyć, ale chciałby jeszcze do niej zadzwonić. Trzeba przyznać że cwana z niego bestia bo w większości rozmów odnosi sukces. Ciekaw jestem ile numerów już tak wyciągnął.


Odcinek XXI

Było słoneczne, niedzielne popołudnie, wracałem sobie właśnie z treningu. Na szosie którą jechałem panował całkiem spory ruch, sąsiednim pasem wyprzedzał mnie TIR jadący około 50 km/h. Wszystko wydawało się normalne aż do momentu gdy TIR ten mnie wyprzedził a ja zobaczyłem Rumszasa pędzącego za ów pojazdem w tunelu aerodynamicznym. Zawołałem więc naszego bohatera który usłyszał mnie i zwolnił. Zapytałem Rumszasa jak szybko jechał - odparł że w mieście jedzie się wolno, ale gdy jechał za tym TIR-em po trasie Poznańskiej to przez 20 km ani razu nie zszedł poniżej 60 km/h. Spytałem skąd to wie skoro nie posiada licznika, ale Rumszas zgasił mnie słowami: "Jestem doświadczonym kolarzem i potrafię rozpoznać kiedy jadę 60 km/h".


Odcinek XXII

Był środek lata. Kumpel zaproponował mi wycieczkę rowerową do Czerska (30 km od Warszawy), powiedział że znalazł tam sad pełen czereśni które "aż się uśmiechają" żeby je skonsumować. Pogoda była super więc przystałem na ów propozycję. Ostatecznie uformowała się grupa pięcioosobowa, z Rumszasem w składzie. Droga do celu przebiegła nad wyraz sprawnie - dojechaliśmy około południa. Szybko zlokalizowaliśmy czereśniowy sad, a po uzyskaniu zgody właścicielki zabraliśmy się do konsumpcji. Owoców było tyle że zorganizowaliśmy sobie mały konkurs w rzucanie do celu którego rola przypadła Rumszasowi. Początkowo nie mógł odgadnąć kto w niego rzuca, ale po kilkunastu trafieniach zorientował się że rzucają w niego wszyscy. Zanim zdążył się nam odpłacić przyszła właścicielka sadu pogadać z nami o czereśniach, o tym że wyrosło ich więcej niż się spodziewała i że ceny w skupie są zbyt niskie by wynająć ludzi do zrywania tychże owoców. Rumszas szybko podchwycił temat dodając że to wina sprzedawców, że sprzedawcy się zmówili i że to sprzedawcy zaniżają ceny. Słowo sprzedawcy powtórzył chyba 5 razy. Na szczęście monolog o podstępnych sprzedawcach przerwał równie podstępny owad. Rumszas pokazał na niego i rzekł: "O, niech pani popatrzy - motylek".

Po wyżerce postanowiliśmy wracać do Warszawy. Ponieważ czereśnie były pyszne to chcieliśmy zabrać trochę na drogę. Niestety Rumszas nie pozwolił naładować nam ich do swej sakwy (nie chciał powiedzieć dlaczego) i musieliśmy chować je po kieszeniach.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na plaży by poleżeć sobie na słoneczku. Gdy rozmowa zeszła na dziewczyny Rumszas powiedział że pracuje w salonie masażu i często widuje piękne, niekompletnie ubrane kobiety. Spytaliśmy więc czy często sobie używa z klientkami. Odparł że ma dziewczynę która go w pełni zaspokaja, że często funduje mu wielogodzinny seks a kilka dni temu miał go nawet 12 godzin. Dodał że dzięki temu ciągle jest w dobrej formie. Niestety formy zabrakło mu w drodze do domu gdy poczerwieniał i zaczął marudzić że jest głodny. Powiedziałem że gdyby napakował czereśni do torby jak go prosiliśmy to by miał teraz co jeść. Na szczęście szybko trafił się nam sklep gdzie Rumszas kupił trzy batony i od razu je wszystkie spożył.


Odcinek XXIII

Ten odcinek ma charakter mocno archiwalny, a to dlatego że przypomniałem sobie dziś pewne zdarzenie sprzed około 3 lat.

Był pochmurny, chłodny, sobotni poranek. Idealna pogoda na... no właśnie - na wyprawę na stadion celem zakupienia nowych gier komputerowych. Osobom spoza Warszawy należy się wyjaśnienie że "stadion" to takie duże wysypisko śmieci w centrum stolicy na którym kiedyś Polska reprezentacja ograła w gałę reprezentację ZSRR a teraz mieści się tam gigantyczny bazar "Jarmark Europa". W każdym razie żeby nie czuć się samotnie zabrałem ze sobą Rumszasa. Gdy dotarliśmy na miejsce podeszło do nas pięciu dresów ze standardowym pytaniem czy mamy pożyczyć 2 zł. Ja miałem całe 50 zł ale Rumszas poratował ich wyciągając z kieszeni garść monet (od 50 groszy w dół, na oko ze 20 sztuk) i zaczął odliczać wymaganą kwotę. Wtem jeden z dresów machnął ręką wytrącając Rumszasowi z dłoni wszystkie te drobniaki, które rozsypały się dookoła. Cała piątka wybuchła śmiechem a nasz bohater wziął się za zbieranie. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło - Rumszas nie oberwał, ja ocaliłem 50 zł a dresy miały ubaw :-)